Z wyrazami szczerej wdzięczności/miłości
dla Ayaki - za betowanie,
Kin i Del - za doping,
Pauli za wiarę,
Nicol za komentarze, dzięki którym wracałam,
dla Em za wszystko.
A przede wszystkim dla Artis. Bo dalej żałuję, że to się jakoś tak skończyło.
Berry wracaj!
31
grudnia 2018 roku / 01 stycznia 2019 roku.
Grudniowe powietrze
owiewało twarz młodej kobiety. Jak zwykle była spóźniona. Szybkim krokiem
zmierzała w stronę wejścia do portu lotniczego im. Karola Wojtyły,
przytrzymując ręką szarą wełnianą czapkę, którą uporczywy wiatr chciał
zdmuchnąć z jej głowy. Dźwięk stukających o asfalt obcasów mieszał się z
hałasem nadjeżdżających i odjeżdżających samochodów. Szatynka rozejrzawszy się
w obu kierunkach, przeszła na drugą stronę ulicy, u końca której znajdowało się
wejście do hali. Poprawiła szarobiały szal, którym była szczelnie zakryta i
wzięła głęboki oddech by uspokoić
kotłujące się w niej nerwy.
Po niespełna 10
minutach znajdowała się już w małej kawiarni, w której oczekiwała na swoich
przyjaciół przylatujących ostatnim tego roku zaplanowanym przez tutejsze linie
lotnicze lotem do Bari. Muzyka lecąca w oddali napawała kobietę pozytywną
energią. Na jej twarzy na próżno było szukać wcześniejszego zdenerwowania. Po
chwili podała zamówienie kelnerowi, wyciągając przy tym opasłą książkę z
bordowej aktówki. Posławszy jej swój najpiękniejszy uśmiech mężczyzna odszedł w
stronę dębowego baru by zająć się jej zamówieniem. Ona natomiast od razu
przystąpiła do lektury nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na
brązowowłosego, zainteresowanego nią mężczyznę.
Nieświadoma niczego
kobieta była obserwowana przez wysokiego bruneta siedzącego kilka stolików
od niej. Nie wychylał się, spokojnie pijąc swoją świeżo zmieloną kawę. Od
miesiąca przyglądał się jej z ukrycia, starając się nie wzbudzić niczyich
podejrzeń. Nie wnikał w jakim celu zostało powierzone mu takie, a nie inne
zadanie. Praca jaką wykonywał była prosta i oczywista. Dowiedzieć się o obserwowanym
jak najwięcej w jak najszybszym czasie i przekazać zdobyte informację
klientowi. To już zostało przez niego zrobione. Z reguły nie zajmował się danym
przypadkiem dłużej, niż tydzień. Z młodą kobietą – a raczej z jego klientem –
było inaczej. Na początku chciał wiedzieć o niej wszystko. Następnie
oświadczył, iż za wszelką cenę ma ona wrócić do Polski. Osoby, pokroju
zleceniodawcy zawsze otrzymywały to co chciały. W tym przypadku nie mogło być
inaczej. Mężczyzna wiedział, że od powodzenia zlecenia zależy naprawdę wiele.
Możliwe, że ta młoda, niczego nie świadoma kobieta była tylko pionkiem w grze.
Nie jemu było to jednak oceniać.
Dopiero po 15 minutach spostrzegł, że szatynka
ze zdziwieniem mu się przygląda. Na jej jasnej cerze pojawiły się rumieńce jak
u zawstydzonej nastolatki. Postanowił to wykorzystać. Przyglądając się jak kobieta
pośpiesznie płaci za swoje zamówienie, a następnie próbuję jak najszybciej
wyjść z kawiarni o wdzięcznej nazwie Meglio
tardi che mai, podszedł
do niej stawiając wszystko na jedną kartę. Wiedział, że taka okazja
jak ta może już się nie powtórzyć, przynajmniej nie tak szybko jak mógłby tego
oczekiwać.
-
Mi dispiace, signora. – powiedział z udawanym włoskich
akcentem.
-
Sfortunatamente,
non parlo italiano – przerwała mu z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
Po chwili kobieta
kroczyła w stronę wyjścia z kawiarni. Nie dał jednak za wygraną. Wiedział kim
ona jest. Miał jedną, jedyną szansę i musiał ją wykorzystać. Nabrawszy
powietrza do płuc zawołał za nią.
- Przepraszam. –
zaryzykował. - Wydawało mi się, że już kiedyś Panią spotkałem. Jestem prawie
całkowicie pewien, że było to w Reading w 2016 roku. Towarzyszył
wtedy Pani wysoki brunet. Wyglądała Pani wtedy inaczej, inny kolor włosów… -
zawiesił nie spodziewanie, oczekując na reakcję młodej kobiety.
Szatynka przystanęła
i spojrzała na mężczyznę próbując jednocześnie ukryć strach wymalowany na jej twarzy.
Miał ją. Wiedział teraz, że już mu nie ucieknie. Jego zadaniem było zmuszenie
kobiety do pojawienia się w ojczystym kraju. Obserwując ją jednak przez
ostatnie tygodnie, wiedział, iż to zadanie do najłatwiejszych należeć nie
będzie. Nie wiedział jednak po co i na co potrzebna jest ona klientowi. Miał
świadomość, że musi odnaleźć ją pierwszy, nim znajdą ją oni.
- Przykro mi –
powiedziała po chwili kobieta – Musiał mnie Pan z kimś pomylić. – dodała z
delikatnym uśmiechem.
- Najwidoczniej.
Po chwili szatynka
zniknęła z jego pola widzenia. Młody mężczyzna wyciągnął z kieszeni
granatowych, materiałowych spodni telefon komórkowy. Po wystukaniu nieznanej
nikomu kombinacji na klawiaturze, przyłożył telefon do ucha.
- Znalazłem ją. –
powiedział na przywitanie. – Tak, jestem pewien, że to ona. Kiedy? - zapytał po chwili swojego rozmówcę, zabawnie
marszcząc przy tym brwi. Podrapał się po głowie i bez zastanowienia powiedział
pewny siebie. - Nie długo. Mówię Ci przecież. Anna Winiarska nie długo będzie w
Polsce.
***
Pospiesznym krokiem szła w
kierunku wyjścia z hali przylotów. Kilkukrotnie obracała się zza siebie,
spoglądając czy nie podąża za nią tajemniczy brunet. Serce biło okropnie szybko
w jej klatce piersiowej. Z trudem łapała powietrze. Znaleźli ją. To było pewne.
Tak przynajmniej sądziła. Myśli kotłujące się w jej głowie skutecznie
wyprowadziły ją z równowagi pozbawiając jakiejkolwiek świadomości. Po chwili
uderzyła w duży, nieznany jej przedmiot. Zakręciło jej się w głowie. Ktoś
w ostatniej chwili złapał ją za rękę, mocno do siebie przyciągając, chroniąc ją
tym samym przed bolesnym upadkiem.
-
Ania, dziecko kochane, to Ty? – dotarło do uszu młodej kobiety. Niepewnie
podniosła głowę do góry i zobaczyła twarz tak dobrze znanego jej
mężczyzny.
-
Dzień dobry panie Henryku. – powiedziała speszona. Nerwowo zaczęła rozglądać
się dookoła siebie.
-
Nie bój się. Nie ma go tutaj. Jestem sam z Dorotą. – na twarzy dziewczyny
pojawiła się ulga.
-
To nie tak, że nie chcę widzieć
pańskiego syna, ale – urwała marszcząc przy tym zabawnie brwi i drapiąc się
lekko po głowie – ale jestem już spóźniona. Proszę pozdrowić ode mnie Panią
Dorotę. Mam nadzieję, że wakacje w Apulii będą doskonałe. Naprawdę cieszę
się, że mogłam Pana spotkać. Dziękuję za uratowanie mnie przed tragicznym
upadkiem. – dodała lekko zakłopotana. – Do widzenia!
Dziewczyna
zniknęła w tłumie podróżnych, gdy do mężczyzny podeszła jego żona z synem.
Przyglądając mu się uważnie, zapytała po chwili.
-
Kim była ta młoda kobieta?
-
Naszą niedoszłą synową, Dorotko. – odpowiedział patrząc prosto w oczy młodszego
syna. Twarz starszego mężczyzny nie okazywała żadnych emocji, lecz kąciki jego
ust niebezpiecznie i w sposób całkowicie niekontrolowany przez mężczyznę,
zdradzały jego nastrój. Był rozżalony. Naprawdę polubił tą dziewczynę. Cała
rodzina ją polubiła. Dalej nie mógł pojąć wyboru młodszego syna. Tak samo jak
jego żona. – Życzyła nam doskonałych wakacji w Apulii. Wiedziałeś? – brunet
skierował pytanie do młodego mężczyzny.
-
Czy wiedziałem co? – zapytał zaskoczony, rozglądając się dookoła za swoją drugą
połówką.
-
Czy wiedziałeś, że Ania jest w Apulii. Nie wyglądało aby była tutaj na chwilę.
-
O jakiej Ani mówi Twój tata? – zapytała wysoka blondynka, mocno przytulając się
do swojego chłopaka. Mężczyzna nie zauważył, kiedy dziewczyna pojawiła się obok
nich. Przyciągnął ją bliżej siebie,
całując ją w czubek głowy. Tak jak lubiła
ona. Zrobił jeden wdech, mając nadzieję, że wyczuje kokos i mandarynkę. Jak zawsze, od niemal dwóch lat, wyczuł ten sam
zapach mięty, który niemiłosiernie drażnił go w nos.
-
O jego byłej …
-
O mojej i Kamila znajomej. – przerwał starszemu mężczyźnie brunet. Posłał ojcu
stanowcze spojrzenie. Nie życzył sobie rozmów o Ani. Nie chciał wspominać, tego
okresu swojego życia. Okresu, kiedy był naprawdę szczęśliwy. Przeszywając
go wzrokiem, po chwili zawahania dodał. - Od ponad dwóch lat nie mam z nią kontaktu. Tak
samo jak z Kamilem z resztą. I nie tato, nie wiedziałem, że jest
w Apulii. Szczerze, nie wiem nawet co mogłaby tutaj robić, niemniej jednak nie
bardzo mnie to nawet interesuje. Za pewne zaczęła kolejne studia. Lub po prostu
przyjechała na wakacje.
-
To nie wyglądało… - zaczął starszy mężczyzna. Widząc jednak wzrok swojego
najmłodszego syna, zrezygnował z dokończenia.
Brunet
nie patrząc nawet na swoich rodziców chwycił młodą kobietę za rękę i poszedł z
nią w stronę bramek. Starsza kobieta patrzyła z posępną miną na swojego
najmłodszego syna. Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją czyjś niepochamowany
śmiech. Odwróciła się w stronę skąd dobiegał głos i spostrzegła średniego
wzrostu dziewczynę przytulającą do siebie wysokiego blondyna. Przyglądała jej
się w milczeniu z żywym zainteresowaniem.
-
Nie patrz się tak na nią. – zganił ją mąż. – Powiedziałem Ani, że Wojtka tutaj
nie ma. Wiesz, że tak będzie lepiej. Obiecaliśmy, że nie będzie się w to
wtrącać. Jest szczęśliwy.
-
Albo głupi. – odpowiedziała blondynka. – Naprawdę, nie potrafię tego zrozumieć.
-
Nie nam to oceniać Dorotko. – powiedział przyciągając do siebie żonę. – Ta
dziewczyna nie jest taka zła, jest z nią szczęśliwy..
-
Ale stracił kontakt ze wszystkimi swoimi dawnymi przyjaciółmi!
-
To nie jest powód by jej nie akceptować.
-
Ja jej nie, nie akceptuje, ja po prostu – przerwała i spojrzała w błękitne oczy
swojego męża – ja po prostu boje się, że ona go zrani.
-
Mamo, tato! – dobiegło do ich uszu. – Pośpieszcie się.
Małżeństwo
skinęło głową w stronę swojego najmłodszego syna i ruszyło w kierunku bramek.
Brunet spojrzał jeszcze zza siebie, jednakże brunetki nie było w poprzednim
miejscu, w którym widziała ją jego żona.
***
Myśli znów szalały jej w głowie, gdy w
pośpiechu opuszczała kawiarnię Meglio
tardi che mai. Nie miała
pojęcia skąd brunet wiedział o wydarzeniach, które na zawsze zmieniły jej
życie. Wiedziała, że gdzieś już go kiedyś spotkała. Przeciskając
się pomiędzy podróżnymi, szła w stronę wyjścia z lotniska, gdzie czekać
miała na Aleksandrę, Karola, Agatę i Aleksandra. Kamil z Martyną znajdowali się
już w mieszkaniu szatynki położonym na przedmieściach Bari, niedaleko
Uniwersytetu im. Aldo Moro w Bari. Mężczyzna dał jej jasno do zrozumienia, iż
wie kim ona jest. Wiedział również o Wojtku. Czy to możliwe, aby ktoś ich wtedy
widział? Włodarczyk wielokrotnie zapewniał ją, iż nikogo oprócz nich nie było
tego felernego wieczoru w Reading. Przemyślenia młodej bydgoszczanki przerwało
nagłe zderzenie. Czuła jak przechyla się powoli do tyłu, a jej ciało za sprawą
grawitacji leci w dół. W ostatnim momencie została chwycona za ramię i
pociągnięta do góry. Na dźwięk swojego imienia, nieśmiało spojrzała do góry.
Zamarła, gdy przed jej oczami pojawiła się tak dobrze jej znana twarz, której
rysy w większości odziedziczył Wojtek.
-
Dzień dobry panie Henryku. – powiedziała po chwili kobieta, próbując zamaskować
zawstydzenie. Nerwowo zaczęła rozglądać
się dookoła siebie. Bała się spotkania twarzą w twarz z Włodarczykiem. Nie była
na to jeszcze gotowa.
-
Nie bój się. Nie ma go tutaj. Jestem sam z Dorotą. – młoda kobieta spojrzała na
ojca swojego byłego partnera z nadzieją i nie dającą się opisać ulgą.
-
To nie tak, że nie chcę widzieć
pańskiego syna, ale – urwała marszcząc przy tym zabawnie brwi i drapiąc się
lekko po głowie – ale jestem już spóźniona. Proszę pozdrowić ode mnie Panią
Dorotę. Mam nadzieję, że wakacje w Apulii będą doskonałe. Naprawdę cieszę
się, że mogłam Pana spotkać. Dziękuję za uratowanie mnie przed tragicznym
upadkiem. – dodała lekko zakłopotana. – Do widzenia! – krzyknęła i szybkim
krokiem skierowała się w dalszą drogę.
Po
chwili usłyszała, że ktoś krzyczy jej imię. Odwróciła się, uśmiech pojawił się
na jej bladej twarzy. Podbiegła do stojących nieopodal niej przyjaciół, by móc
rzucić się wszystkim na szyję. Ostatni raz, kiedy widziała przyjaciół miał
miejsce na ślubie Aleksandry i Karola, prawie półtorej roku wcześniej. Szatynka
naprawdę cieszyła się na ich widok. Była im bardzo wdzięczna, że zdecydowali
się ją odwiedzić, zwłaszcza teraz, kiedy potrzebowała ich bardziej, niż
kiedykolwiek mogłaby przypuszczać. Odwróciła się w stronę, gdzie wcześniej
widziała ojca Wojtka. Wydawało jej się przez chwilę, że w tłumie ludzi widziała
Wojtka. Potrząsnęła głową w geście sprzeciwu i zwróciła się w stronę
przyjaciół.
-
Macie wszystkie swoje bagaże? – zapytała. Po chwili, gdy wszyscy potwierdzili
jej posiadanie przez siebie nadanego bagażu, całą piątką wyszli z hali
lotniska.
Grudniowy
wiatr targał włosy kobiet w każdą możliwą stronę, a one z uśmiechami na twarzy
kroczyły w stronę samochodu Winiarskiej. Czarna polówka stała na samym
skraju parkingu, oczekując na swoją właścicielkę.
-
Win, dobrze wyglądasz. – usłyszała głos Karola przy swoim uchu. – Włochy Ci
służą.
Kobieta
spojrzała na niego z wdzięcznością. Uwielbiała Karola od zawsze. Był dla niej
jak starszy brat. Często wstawiał się za nią przed Michałem i dziewczynami. Do
niedawna również przed Włodarczykiem. Karol był naprawdę dobrym przyjacielem –
pomimo, iż jej i Wojciecha droga rozeszła się w różnych kierunkach, a z Wroną
nie utrzymywała kontaktu – on nadal pozostał jej i jego przyjacielem. Za to
ceniła go najbardziej.
***
Zegarek
na prawej ręce byłego przyjmującego warszawskiego klubu, wskazywał godzinę
15.09. Razem z Wiktorią stał w kolejce do bramek, gdy spostrzegł, że mężczyzna
stojący nieopodal nich, bacznie mu się przygląda. Nie wiedział skąd znał tego
mężczyznę. Ubrany był w dobrze skrojony garnitur. Po chwili poluzował lekko
ciemny krawat i ściągnął marynarkę. Mężczyźni mierzyli się wzrokiem do mementu,
aż Włodarczykowi puścił hamulce.
-
Muszę coś załatwić. – powiedział do Wiktorii całując ją czule w skroń. – Zaraz
wrócę.
Nim
młoda kobieta zdążyła zareagować, znajdował się już w bliskiej odległości od tajemniczego
mężczyzny. Brunet spojrzał na Wojciecha z cwanym uśmiechem na twarzy. Wiedział,
że Włodarczyk go poznał. Podniósł do góry rękę, spoglądając na tarczę
nowoczesnego zegarka, odsłaniając przy tym część nadgarstka, na której
wytatuowany był niewielkich rozmiarów tatuaż obrazujący węża.
Na
widok tatuażu na ciele Wojtka pojawiły się zimne dreszcze. Doskonale wiedział
do kogo należy tatuaż i kim jest ów mężczyzna. W trzech krokach zbliżył się do
niego, po czym z całej siły chwycił za poły koszuli i przycisnął do ściany.
-
Co Ty tutaj do kurwy robisz? – wycedził przez zamknięte zęby. – Umawialiśmy się
na coś.
-
To z pewnością Cię zainteresuje. – powiedział przekazując mężczyźnie szarą
kopertę średnich rozmiarów. Brunet nie pewnie spojrzał na oferowaną mu kopertą.
Nabrał głośno powietrza po czym przejechał dłonią po twarzy w geście zrezygnowania.
-
Co to jest?
-
Zobacz. – zachęcił go. – Nie pożałujesz.
Włodarczyk
niepewnie wziął do ręki kopertę i po przeanalizowaniu w głowie wszystkich za i
przeciw, otworzył ją. W przedmiotowej kopercie znajdowały się zdjęcia. Nie byle
jakie zdjęcia. Fotografie przedstawiały Anię. Jego Anię. Zdjęcia robione były z ukrycia. Przedstawiały cały jej
harmonogram. Daty w prawym dolnym rogu wskazywały, iż była obserwowana od
dłuższego czasu. Zacisnął mocno pięści i z furią w oczach spojrzał na stojącego
naprzeciw niego mężczyznę.
-
Co to ma kurwa znaczyć? Straszysz mnie? – Włodarczyk nie hamował buzujących w
żyłach emocji. Podszedł na tyle blisko mężczyzny, że ci stykali się niemal
twarzami.
-
Ostrzegam. Jeżeli panienka nie wróci do kraju i nie złoży zeznań obciążających
Zamosta, przez przypadek może stać się jej krzywda na jednej z wielu uliczek
Apulii. – odepchnął Włodarczyka od siebie i poprawił mankiety śnieżnobiałej
koszuli.
-
Jeżeli włos spadnie jej z głowy..
-
Zamost ma trafić za kratki. Nie interesuje mnie jak to zrobisz. – spojrzał na
mężczyznę kpiąco i uniósł do góry ręce w geście bezradności. - Jesteś nam
coś winien. – dodał i ruszył w stronę wyjścia z hali lotniska, pozostawiając
Włodarczyka samego. Przyjmujący obserwował oddalającego się mężczyznę. Klatka
piersiowa rytmicznie unosiła się i opadała na dół. Myśli szaleńczo biegały mu w głowie. Nie wiedział co ma zrobić. Ci
ludzie już raz pokazali do czego są zdolni. Po chwili namysłu wyciągnął z
prawej kieszeni ciemnych jeansów telefon i po wystukaniu 9 cyfr, wybrał numer
do jedynej znanej mu osoby, która mogła mu teraz pomóc.
- Wojtek? – usłyszał głos środkowego. – Co się
stało?
-
Cześć. Potrzebuje do niej numer.
-
Włodi..
-
Karol wiem. Wiem, że jest w Apulii. Nie chcę wiedzieć co tutaj robi. Domyślam
się. Kancelaria Letti? - przez dłuższą chwilę towarzyszyła im tylko
cisza. – Karol nie jestem idiotą. Dasz mi ten numer czy mam go załatwić
inaczej?
-
Wybacz stary. Nie mogę tego zrobić. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. –
powiedział środkowy po czym rozłączył się.
Przyjmujący
uderzył otwartą dłonią z całej siły w ścianę. Musiał się z nią zobaczyć. Dotyk
czyjejś ręki na jego ramieniu sprawił, iż ten gwałtownie odwrócił się do tyłu.
-
Nie bój się, to ja. – powiedział jego ojciec – Co się dzieje?
-
Dalej masz znajomego w Wojewódzkiej?
-
Co?
-
Zapytałem, czy nadal masz znajomego, który pracuje w Komendzie Wojewódzkiej.
Mam jedną sprawę. Muszę kogoś namierzyć.
-
Anię? – zapytał były siatkarz. Jego najmłodszy syn pokiwał twierdząco głową. –
Nie mogę za wiele obiecać. Jak tylko będę w Polsce zadzwonię do niego.
-
Dzięki tato.
-
Wojtek? – mężczyzna zapytał nie pewnie. Brunet spojrzał na niego z niemym
pytaniem wymalowanym na twarzy. Po chwili wahania ojciec zadał w końcu
nurtujące go od dłuższego czasu pytanie. – Czy Ty ją nadal kochasz?
-
Henryk! Wojtek! – usłyszeli kobiece głosy – Pośpieszcie się, zaraz mamy
odprawę!
Panowie
spojrzeli na siebie, uściskali się serdecznie i poszli w stronę wołających ich
kobiet. Przyjmujący nie odpowiedział na pytanie swojego ojca. Milczenie syna
utwierdziło ojca w swoich przypuszczeniach. Mężczyzna nie potrafił jednak
zrozumieć zachowania swojego syna. Tym bardziej, iż to on zakończył tą
znajomość. Spoglądając po raz ostatni na swojego syna, zrozumiał. Wojtek
Włodarczyk nadal kochał Annę Winiarską. Jednakże dla nich nie było już ratunku.
***
Siedziała
na parapecie w kuchni, trzymając w ręce kubek z gorącą czekoladą. Na kolanach
leżał otwarty laptop. Oczekiwała na połączenie. Po chwili na ekranie monitora
pojawiła się informacja o nadchodzącym połączeniu, po chwili kliknęła prawym
przyciskiem myszy na zieloną słuchawkę i zobaczyła twarz swojego ukochanego
brata.
-
Nie pij tyle. – powiedział wystawiając jej język i pokazując do kamery do
połowy opróżnioną flaszkę po piwie. – Bo nie urośniesz.
-
Ha, ha, ha. – zironizowała młoda kobieta. – Widzę, że Ty alkoholu masz za to w
nadmiarze. – Winiarski posłał jej swój najpiękniejszy uśmiech i plecami oparł
się o oparcie skórzanego fotela. Wpatrywał się w młodszą siostrę analizując jej
wygląd jakby widział ją po raz pierwszy.
-
Jak się czujesz? – zapytał po kilku minutach ciszy. Cisza rodzeństwu nigdy nie
przeszkadzała. Była dla nich czymś naturalnym od śmierci rodziców. Lubli razem
posiedzieć i tak po prostu pomilczeć.
-
Dobrze.
-
Ania..
-
Naprawdę. Dobrze. – powiedziała z delikatnym uśmiechem, zakładając kosmyk
włosów zza ucho. – Co u Was? Jak się macie? – zapytała bacznie przyglądając się
bratu. Wiedziała, że od kilku dni coś go dręczyło. Bała się go jednak o to
zapytać.
-
Wiesz.. rozmawialiśmy z Dagmarą o naszym rodzinnym domie. - zaczął nie pewnym głosem, drapiąc się lekko za
prawym uchem. – Zastanawiamy się nad sprzedażą.
Młoda
szatynka spojrzała na swojego brata z dziwnym błyskiem w oku. Kiedyś, wydawać
by się mogło, że milion lat temu, powiedziałaby, że nigdy, za żadne pieniądze
nie sprzeda domu rodzinnego. Teraz wiedziała, że ten dom, nigdy nie był jej
domem. Nie był też domem Michała. Był po prostu domem ich rodziców.
-
Zrobicie jak chcecie. Ja swoją część dostałam. A w sumie – powiedziała z
wahaniem w głosie – Nie, nie dostałam. Jest ona przede mną skrzętnie
przechowywana zapewne na jakimś rachunku bankowym na Cyprze lub w innym raju
podatkowym. – powiedziała ze stoickim spokojem kobieta. Brunet patrzył na nią oniemiały.
Otwierał usta by wydobyć z siebie chociaż jedno, malutkie słowo, lecz nic
sensownego nie przychodziło mu do głowy. Dziewczyna nie wytrzymała. Perlisty
śmiech zwabił do malutkiej kuchni wszystkich przebywających w jej mieszkaniu
przyjaciół. Po chwili w kuchni pozostała jedynie Aleksandra.
- Powinieneś zobaczyć
swoją minę. – powiedziała ledwo powstrzymując się od śmiechu. – To jest wasz
dom, Michał. Zróbcie co chcecie.
- Winiar wyglądasz
jak rybka! – wykrzyczała lekko wstawiona Aleksandra. – Daj jej już dzisiaj
spokój. Jest sylweeester! – wykrzyczała radośnie, machając w górze rękoma. –
Trzeba się napić!
- Zwłaszcza, że jej
nie wolno. – młoda warszawianka zamilkła. Zapomniała. Z reguły zapominała, że
jej najlepsza przyjaciółka jest chora, że jej życie teraz będzie wyglądało
inaczej. Nie sama choroba była straszna, chociaż i ona robiła nie małe
spustoszenie w organizmie Winiarskiej, straszne było to, że Winiarska musiała
zmienić całe swoje życie. Aleksandrę coraz bardziej to przerastało.
- Od razu mi nie
wolno. – przedrzeźniła go szatynka. – Po prostu nie lubię alkoholu, a poza
tym.. mam nowe postanowienie noworoczne, które wcielam od razu w życie. –
Niebieskie niczym niebo oczy brata, przeszywały ją na wylot. Ola patrzyła na
nią zdezorientowana, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi. – Nie piję w pobliżu
siatkarzy. To zawsze, ale to zawsze bardzo źle się kończy.
- Aktualnie w twoim
mieszkaniu przebywa tylko dwóch siatkarzy, do tego żonatych – Anna spojrzała na
przyjaciółkę z dziwnym błyskiem w oku. – I o ile mi wiadomo, ja w blondynach
nie gustuje. Niemniej jednak pozostaje Kwasowski. – Dziewczyny wy buchnęły po
chwili śmiechem.
- A Zamost?
- Nie był siatkarzem.
- Ale blondynem. – drążyła
niebezpiecznie blondynka. Winiarska nabrała głośno powietrza do płuc i patrząc
prosto w ekran szarego laptopa, powiedziała do swojego brata. - Zabiję ją.
Pójdę siedzieć, to pewne. Ale zabije. – Aleksandra spojrzała na swoją najlepszą
przyjaciółkę z dziwnym błyskiem w oczach. Wyszczerzyła się do niej pokazując
rząd równych, białych zębów, po czym niewiele myśląc poczochrała brązowe włosy
dziewczyny i z powrotem wróciła do siedzących w salonie przyjaciół.
Anna przewróciła
oczami i poprawiła zmierzwione włosy próbując przywrócić im poprzedni ład.
Spojrzała na brata, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. Dopiero, gdy
zobaczył wzrok swojej młodszej siostry zmienił taktykę. Odchrząknął i
poprawiwszy się na skórzanym fotelu, oparł się wygodnie udając poważnego.
Winiarska jednak wiedziała, że to tylko poza. Znała go lepiej niż on sam
siebie. Zdradzały go oczy. W niebieskich tęczówkach brata widziała wszystko.
Radość, rozbawienie zaistniałą sytuacją ale również troskę i zdenerwowanie.
Michał Winiarski bał się o swoją młodszą siostrę. Pomimo, iż nie okazywał tego
dość często, to Ania wiedziała, że dla niej byłby gotowy zabić.
- Ania muszę Ci coś
powiedzieć, Wojtek..
- Nie Michał. Nie
chcę tego słyszeć. Ten etap życia jest już dawno za mną. – powiedziała uśmiechając
się delikatnie. – Proszę nie mówmy o nim. To nie jest proste. Wiem, że ma
kogoś. Wiem, że mają brać ślub. Niech im się wiedzie. To nie jest już moja
bajka.
- Ale kiedyś była. –
szatynka poruszyła się nieznacznie próbując rozmasować zdrętwiałe od siedzenia
ciało. Wbiła wzrok w widok znajdujący się za oknem. Myśli kłębiły się w jej głowie. Schowała wypadający kosmyk włosów
za ucho i spojrzała w stronę brata.
- Tak. –
odpowiedziała cicho. – To kiedyś była moja bajka. Bardzo piękna bajka.
- Opowiesz mi kiedyś?
– zapytał świdrując dziewczynę wzrokiem. Ta uśmiechnęła się nieznacznie i lekko
kiwnęła głową. Kiedyś mu o tym opowiesz Anno.
- Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila. – powiedziała niemalże szeptem. Kiedyś wszyscy się dowiedzą.
***
Szum wody dochodzący z łazienki znajdującej
się obok salonu upewnił go, że ma co najmniej godzinę. Myśli kłębiły się w jego głowie. Otworzył galerię zdjęć i
przesuwając kciukiem w dół ekranu dotarł niemalże do końca listy. Odnalazł to
jedno, jedyne zdjęcie, które pozostawił. Z uśmiechem na ustach wpatrywała się w
niego. Brodę brudną miała od ketchupu, a w ręce trzymała frytkę, którą
próbowała go nakarmić. Lubił to zdjęcie. Jeszcze bardziej lubił wspomnienia tego dnia. Ich dnia.
Bił
się w myślach co powinien zrobić. Obiecał sobie, że to koniec. Nie chciał
ciągnąc tego dalej. - To nie miało sensu. To nie była już jego Ania. –
powtarzał sobie wielokrotne. Gdy poznał Wiktorię zaryzykował. Była inna. Wnosiła
radość i uśmiech do jego życia. Chciał w końcu cieszyć się życiem.
Z
głębokiego zamyślenia wyrwał go dźwięk nadchodzącego połączenia. Spojrzał na
szklany wyświetlacz telefonu i szybkim ruchem palca przeciągnął zieloną
słuchawkę w prawo, przykładając następnie telefon do ucha.
-
Tak tato? – zapytał. – Masz ten numer?
-
Wojtek mam, ale nie wiem czy to dobry pomysł.
-
Tłumaczyłem Ci, że muszę z nią porozmawiać.
-
Wiesz co robisz? – zapytał starszy mężczyzna. Przyjmujący wstał z łóżka i
podszedł do dużego okna balkonowego, z którego miał widok na zachodnią część
dzielnicy. Przeciągał się. Po chwili usłyszał dźwięk otwierających się drzwi.
Odwrócił się nieznacznie i spostrzegł Sabinę owiniętą białym ręcznikiem. Zadziorny
uśmiech pojawił się na jego twarzy.
-
Wiem co robię. Wyślij mi ten numer i pozdrów mamę. – powiedział podchodząc
wolnym krokiem do swojej dziewczyny - Cześć tato.
Było
dobrze po północy, kiedy stał na balkonie swojego mieszkania. Z kieszeni czarnej
bluzy, którą miał niedbale zawieszoną na ramionach wyciągnął paczkę zielonych
L&M i nie wiele myśląc zaciągnął się papierosem. Nie palił nałogowo. W
zasadzie w ogóle nie palił. Papierosy, które znajdowały się w jego bluzie,
znalazł w torbie w czasie przeprowadzki do Warszawy. Należały do niej. Czasami jednak potrzebował resetu. W oddali
słyszał śmiejących się ludzi, powracających do swoich domów z sylwestrowej
imprezy. Uśmiechnął się na wspomnienie ostatniego sylwestra we Wrocławiu. Spędzili go w łóżku. Pokręcił głową, tak
jakby chciał odciągnąć od siebie wszelkie wspomnienia. Spojrzał po raz kolejny
na wiadomość tekstową od swojego taty, w której znajdował się jej numer. Nacisnął zieloną słuchawkę i
czekał. Po chwili usłyszał jej melodyjny głos w słuchawce. Nie odezwał się. Po
kilkunastu sekundach dziewczyna zakończyła połączenie. Jego serce zabiło mocniej.
***
Leżał
na łóżku, a wzrok utkwiony miał w białym suficie włoskiego mieszkania. Prawą
ręką bawił się telefonem obracając nim nerwowo pomiędzy palcami. Kilkukrotnie wpisywał
tekst w polu wiadomości tekstowej, by po chwili znów usunąć jego zawartość. Nie
wiedział co zrobić. Jej radosny głos wybił go z rytmu. Nie taką widział ją
ostatnim razem. Wziął głęboki oddech
i w końcu się odważył.
Musimy się spotkać.
Najlepiej jutro, jak tylko
wytrzeźwiejesz.
W.W.
Nie miał pewności czy mu odpisze.
W zasadzie sądził, że wiadomość pozostanie bez odzewu, a on będzie musiał
wymusić na Karolu jej adres zamieszkania. Powieki zaczęły mu ciążyć, zegar na czarnej
komodzie już dawno pokazał godzinę 3.00 w nocy. Delikatne wibracje wyrwały go z
półsnu. Odblokował telefon i po chwili, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do
światła odbijającego się od ekranu smartfonu, przeczytał wiadomość od Anny.
Skąd masz mój numer?
Nie ma mnie w Polsce.
Uśmiechnął
się do siebie. Wiedział, że przed odpisaniem mu walczyła sama ze sobą. Przecież poprzysięgła mu, że już nigdy ale
to nigdy jej nie zobaczy. – Jak to dobrze, ze nigdy nie potrafisz dotrzymać
słowa. – pomyślał w myślach.
Mam swoich sprawdzonych
informatorów.
13 naprzeciw Almy ?
Skąd?
Mówiłem. Mam swoich informatorów.
Będę.
Na
jego twarzy pojawił się uśmiech. Odłożył telefon na nocny stolik, po czym
przykrył się szczelnie kołdrą. Spojrzał w lewą stronę, gdzie spała jego
dziewczyna. Przytulił się do jej pleców i nabrał głęboko powietrza. Tym razem
wyczuł koks i miętę. Wiedział, że coś
tutaj nie pasuje.
***
Siedział w najcichszym kącie
kawiarni, otoczony z prawej strony wielkimi regałami z książkami, a z lewej
półkami, na których leżały worki z aromatyczną kawą i przyprawami. Ułożył prawą
dłoń pod brodą i zamyślony przyglądał się widokowi zza oknem. Krople styczniowego
deszczu rozbijały się o szybę, a myśli bruneta skierowane były na spotkanie,
które miało miejsce minionego dnia. Przed nim, w brązowej kopercie znajdowały
się zdjęcia przedstawiające Annę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co
darczyńca chciał mu przekazać. Nie była bezpieczna w Apulii, musiała jak
najszybciej wrócić do Polski.
Zegar
wybił godzinę 13.00, gdy drzwi do najstarszej kawiarni w Bari otworzyły się, a
w przejściu pojawiła się średniego wzrostu szatynka mająca na sobie ciemny, wełniany
płaszcz. Poluzowała mocno zawiązany pod samą szyją szal oraz ściągnęła
szarą czapkę z głowy. Poprawiła włosy wkładając kilka niesfornych kosmyków zza
ucho i nie pewnym krokiem skierowała się w stronę lady. Usiadła na wysokim,
barowym krześle i uśmiechając się delikatnie do kelnera, zamówiła małą
czarną kawę. Zapłaciła za siebie i po chwili podeszła do obserwującego ją
mężczyzny.
Brunet
przyglądał się uważnie kobiecie, skrupulatnie obserwując każdy jej, nawet
najdrobniejszy ruch. Gdy tylko spostrzegł, iż zbliża się w jego stronę, wstał
by ją powitać. Stojąc naprzeciwko niej w głowie zaczęły pojawiać się obrazy ich
wspólnych spotkań we wrocławskich i olsztyńskich kawiarniach. Kiedy przysunęła
się bliżej niego, wyczuł silny zapach perfum, który od razu uderzył mu do
głowy. Podobną woń wyczuwał już wcześniej u niej, lecz ta była o wiele
silniejsza.
-
Dziękuję, że przyszłaś.- powiedział odbierając od niej wełniany płaszcz. - Nowe
perfumy? – zapytał po chwili zawahania.
-
Co? – spojrzała na niego lekko zdezorientowana. – Od czterech lat używam tych
samych perfum. Sam mi je kupiłeś.
-
Wybacz, ostatnim co pamiętam to mocny zapach tytoniu. – powiedział z
niesmakiem. Dziewczyna spojrzała na niego z dziwnym błyskiem w oczach. Usiadła
naprzeciwko chłopaka przyglądając mu się uważnie. Po chwili zastanowienia,
pokręciła głową i spojrzała na niego zabawnie marszcząc brwi.
-
Nie mam racji? – zapytał uśmiechając się przy tym kpiąco. Nim zdarzyła mu
odpowiedzieć, do ich stolika podszedł wysoki blondyn z jej zamówieniem. Położył
czarną kawę z malutką karteczką obok i posyłając jej swój najpiękniejszy
uśmiech, udał się obsługiwać pozostałych klientów. Kobieta nie spuszczając
wzroku z mężczyzny siedzącego naprzeciwko niej, upiła mały łyk czarnej kawy.
-
Rzuciłam palenie Włodarczyk. – mężczyzna zakrztusił się pitą przez niego gorącą
czekoladą. Spojrzał na kobietę wątpiąc w jej słowa. Widząc jednak jej
niewzruszoną minę, zapytał.
-
Dlaczego?
-
Dlaczego co?
-
Dlaczego rzuciłaś palenie? – zapytał rozsiadając się wygodniej w fotelu. – Albo
raczej powinien zapytać dla kogo?
Kobieta
prychnęła pod nosem, kręcąc po raz kolejny głową. Oparła głowę o lewą rękę i
spojrzała wyzywająco na bruneta. Prawą ręką bawiła się uszkiem stojącej przed
nią filiżanki. Po chwili wzięła do ręki filiżankę i nie spuszczając wzroku z
bruneta, upiła łyk parującej kawy. Koniuszkiem języka oblizała wargi. Ciemne
oczy Wojtka wpatrujące się w jej usta, uzmysłowiły jej, co tak właściwie
zrobiła. Ciemnoczerwone rumieńce pojawiły się na bladej cerze dziewczyny.
Odłożyła filiżankę w pośpiechu, niechcący tyrpając ją bokiem dłoni. Ciemny płyn
rozlał się po całej nawierzchni drewnianego stolika, dotykając jasnobrązowej
koperty leżącej na środku stolika. Dziewczyna pewnie wzięła ją do ręki nim
zdążył zrobić to przyjmujący. Podejrzewała co może znajdować się w środku. Nie
była głupia. Od dłuższego czasu podejrzewała, że ma ogon. Mężczyzna, który
zaczepił ją minionego dnia utwierdził ją tylko w tym przekonaniu. Po chwili
wahania włożyła rękę do środka koperty i wyjęła z niej fotografie. Nie zdziwiło
ją nawet to, iż osobą znajdującą się na nich była właśnie ona.
-
Nie martw się tym. – powiedziała a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Wojtek odebrał od kelnerki ścierkę i samodzielnie starł rozlany przez kobietę
płyn. Zauważył, że Anna mocno ściskała prawą dłonią palce lewej dłoni.
Przyglądał się temu w milczeniu. – Naprawdę Wojtek. Nie martw się tym. Letii
nie da zrobić mi krzywdy. – Brunet spojrzał na nią zdziwiony. Szatynka zaśmiała
się pod nosem. – Przecież oboje dobrze wiemy, że wiesz czym teraz się zajmuję i
gdzie pracuje.
-
Niemniej jednak, nadal nie wiem co to ma wspólnego z..
-
Wiem, kim są ci ludzie – powiedziała trzymając w ręku plik fotografii. – Wiem,
tak samo dobrze jak Ty czym oni się zajmują. Nie zrobią mi krzywdy.
-
Skąd ta pewność? – zapytał opierając się o mahoniowe krzesło. – Ja nie będę
ryzykował.
-
To nie dotyczy Ciebie. – Włodarczyk poderwał się z miejsca i przybliżył swoje
ciało do ciała młodej kobiety. Ich twarze dzieliły milimetry. Anna widziała jak
jego oczy niebezpiecznie stają się jeszcze bardziej ciemne. Po chwili chwycił
brodę młodej kobiety i patrząc w jej usta powiedział – Wszystko co dotyczy
Ciebie dotyczy mnie. To nigdy się nie zmieni. – Odsunął się lekko od niej. –
Nigdy.
Siła
jego głosu spowodowała milion dreszczy na ciele młodszej siostry Winiarskiego. Rumieńce
zdobiły jej bladą cerę. Powietrze nagle stało się zbyt gęste i nie do
zniesienia. Była para patrzyła na siebie nie wydobywając z siebie żadnego
dźwięku. Annie wydawało się nawet, że nie oddycha.
Po chwili potrząsnęła delikatnie głową i wstała od stołu.
-
To bardzo miłe z twojej strony Wojciechu, ale o ile się nie mylę nie jesteśmy
już razem.
-
To nie była moja decyzja, dobrze o tym wiesz. – powiedział patrząc na nią
uważnie.
-
To była Twoja decyzja. Zadecydowałeś za nas. – odpowiedziała ściszonym głosem
zakładając na siebie wełniany płaszcz. Przyjmujący wstał od stołu i wyciągnął z
tylnej kieszeni spodni skórzany portfel. Po chwili na blacie drewnianego
stolika znajdował się banknot o nominale 10 euro. Mężczyzna narzucił na siebie
zimową kurtkę i udał się za szatynką. Przytrzymał jej drzwi, by po chwili wyjść
za nią z aromatycznej kawiarni.
-
Ania..
-
Wojtek nie będę z Tobą o tym rozmawiać. Nie mam na to ochoty. Nie chce. Nie
karz mi. – powiedziała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Chciał ją wziąć w
ramiona, przytulić, lecz ta odsunęła się uniemożliwiając mu to. - Letti zajmie
się tym. Zajmuje się sprawami tych ludzi. Mają też kilka „legalnych” interesów.
Nie zrobią mi krzywdy. Luca mnie zna. Porozmawiam z nim. Załatwię to. – dodała otwierając
drzwi od samochodu.
-
Oni chcą byś pogrążyła Zamosta. – powiedział zamykając jej drzwi. Oparł ręce po
obu stronach dziewczyny zmuszając ją by spojrzała mi w oczy. – A ja im w tym
pomogę. Wrócisz do Polski i zakończysz w końcu to bagno. – Dziewczyna prychnęła
pod nosem. Włodarczyk z całej mocy uderzył w dach samochodu. – Anka, kurwa!
Proszę Cię.
-
Powiedziałam Ci, że to załatwię. Porozmawiam z Lucą. Nie mogę pogrążyć Zamosta.
-
Dlaczego? Dlaczego nie możesz powiedzieć prawdy. Kim on do cholery jest, księciem?
-
Był moim przyjacielem.
-
Nie rozśmieszaj mnie. Gdyby nie on..
-
Gdyby nie on to co? – zapytała lekko podniesionym głosem. Mężczyzna odsunął się
od niej nieznacznie, lecz ta z całej siły zaczęła na niego napierać i popychać
rękoma. To co? Bylibyśmy razem? Włodarczyk, to Ty rozwaliłeś nasz związek. Nie
on. On skorzystał z okazji.
-
Ania.. – mężczyzna chciał ją przytulić, zetrzeć z twarzy łzy, które się na niej
pojawiły. Lecz ta skutecznie mu to uniemożliwiła.
-
Nie Wojtek. Daj mi żyć i sam żyj. Masz kogoś. Ona na pewno bardzo Cię kocha. I wiem,
że i Tobie na niej zależy. Nie wracajmy do tego. To przeszłość. Załatwię sprawę
z Lucą i Lettim i dam Ci znać. Nie dzwoń do mnie, ani nie pisz. Daj mi spokój.
Na razie. – powiedziała po czym szybko wsiadła do swojego samochodu.
Włodarczyk wpatrywał
się jak czarna polówka odjeżdża w północnym kierunku miasta. Z nieba zaczął
padać deszcz. Wiedział, że nie było to ich ostatnie spotkanie. Pomimo, iż od
prawie dwóch lat był w nowym związku, za każdym razem, gdy tylko widział byłą
rudowłosą, jego serce biło mocniej. I tym razem nie było inaczej. Do jego uszu
dobiegł głos kelnera pracującego w Almie, dokładnie tego samego, który
kilkanaście minut wcześniej podał jego
Ani numer telefonu. Młody mężczyzna w ręku trzymał telefon Anny. Przyjmujący
odebrał go od niego i obiecał oddać go swojej dziewczynie. Nie mógł się
powstrzymać. Uwagę byłego zawodnika ONICO przykuła wiadomość tekstowa, która
pojawiła się na wyświetlaczu telefonu. Prywatny numer od wczorajszego wieczora
wysyłaj jej wiadomości o podobnej do siebie treści. Ostatnia wiadomość, którą
otrzymała dokładnie 20 minut temu, przedstawiała ją i jego w Almie. Włodarczyk
nerwowo zaczął się rozglądać, jednakże nikogo podejrzanego nie zauważył. Kierując
się w stronę samochodu, w myślach zastanawiał się o co chodzi. Musiał ponownie
spotkać się z Anią. Najlepiej jeszcze
dzisiaj. – W coś Ty się znów wpakowała.
***
Cześć wszystkim.
28.03.2015 roku został opublikowany prolog Myśli.
Możemy zatem uznać, że prawie na 4 rocznicę wracam.
Postanowione - dokończę.
Objętościowo planuje rozdziały tak jak prolog i też dlatego będą one się pojawiać raz, dwa razy w miesiącu.
Dajcie znać co sądzicie.
Tęskniłam,
Wasza Win